Dział ogłoszeń drobnych

Na blogu raczej cisza, co poradzić, wen wie swoje... Cóż, stale można mnie znaleźć bredzącą tutaj -> http://twitter.com/Hadrianka

Swoją drogą Twitter fajna sprawa. Polecam :)

czwartek, 20 marca 2008

Bo dx było za duże

Mały bonusik x^x . Zrozumiały zapewne tylko dla współstudiowaczy moich, ale fani Mistrza też powinni znaleźć coś dla siebie :) .



Dla Wodza i prof. Jopka
ku pamięci H.P.L.

Bo dx było za duże

Podjąłem decyzję. Nie ma już odwrotu. Nic mnie nie odwiedzie od tego czynu. Ostatecznego, lecz nieuniknionego, będącego konsekwencja wszystkich moich uczynków. Wszystkich porażek i sukcesów. Tak nielicznych wśród mej owładniętej jedną tylko myślą egzystencji. Ale teraz jest już za późno. Nie ma możliwości cofnięcia się w czasie, odwrócenia, niedopuszczenia do wydarzeń, które stały się powodem takiego a nie innego życia. Czy skazałem się nań sam, czy winną jest interwencja sił wyższych, tego nie wiem i już się zapewne nie dowiem. Teraz nie to jest ważne.

Jeszcze raz dokładnie oglądam pistolet. Człowiek, od którego go kupiłem wydawał się bardzo zatroskany, czy poradzę sobie z jego obsługą. No ale przecież w razie niepowodzenia niewiele ryzykuję. W każdym razie nareszcie przydały mi się dziwne znajomości jeszcze z czasów szkolnych. Zawsze wydawało mi się, że z tamtymi ludźmi nie łączy mnie absolutnie nic i podtrzymywanie kontaktów niema najmniejszego sensu. A tu proszę. Krzysztof, jak mi powiedział obecnie znany jako „Stachu”, bezproblemowo załatwił broń i nawet nie pytał po co jak i dlaczego. I dobrze. Trudno byłoby mu wyjaśnić złożoność przesłanek, które skłoniły mnie do podjęcia takiej a nie innej decyzji.

Przepraszam za chaotyczność tej relacji, ale mimo wszystko, z pewna dozą zaskoczenia stwierdzam, że jednak nieco się denerwuję. Dość tych rozważań. Już czas.

Ach, nie! Jeszcze wiadomość! Zapomniałbym ją wyjąć, jeszcze by jej nie znaleziono, a do tego nie mogłem dopuścić. Położyłem ją na komodzie i przycisnąłem zdjęciem, powinno być chyba dobrze. Notatki wciąż leżą na stole… Zastanawiałem się, czy ich nie spalić, tak, aby nikt nie postanowił kontynuować rozpoczętego w nich dzieła. Ale wtedy ktoś inny mógłby wpaść w tą samą pułapkę. Lepiej, aby pozostały ku przestrodze młodych i naiwnych badaczy, takich, jakim i ja niegdyś byłem.

Teraz pomyślałem już chyba o wszystkim. Tak. Jestem gotowy.

***

Stara kamienica. Chyba nawet za czasów swej świetności nie najwspanialsza. Windy nie było, a musieli dotrzeć na samą górę. Strome drewniane schody obłażące z olejnej farby w paskudnym brązowym kolorze skrzypiały niemiłosiernie, kiedy powoli wdrapywali się na miejsce zdarzenia. Na klatce schodowej nie słychać było żadnego zamieszania, więc chyba byli pierwsi. Znowu im się oberwie od techników. Ech… co za życie. Maciej obejrzał się na dyszącego ciężko Tadeusza. Cóż, pan Tadek nie był najmłodszy, a słuszna tusza też robiła swoje.

- Leć przodem – wydyszał. – Ja się w spokoju wdrapię w swoim tempie.

- No przecież mogę na pana poczekać.

- Leć, przecież trzeba dopilnować, żeby tam nie biegali po mieszkaniu, albo nie pokradli czegoś…

Maciej spojrzał nań raz jeszcze i puścił się biegiem. Nie musiał, ale drobna przebieżka dobrze mu zrobi.

***

Drzwi były stare, drewniane i bardziej wyglądały na prowadzące do schowka niż mieszkania. Obłaziły z beżowej farby pod spodem prezentując ten sam odcień co schody. Nie były zamknięte, właściwie nawet uchylone. Popchnął je lekko. Zawiasy zaprotestowały cichutkim jęknięciem. Wszedł do środka.

Stare linoleum mające symulować parkiet. Nawet nowe musiało wyglądać paskudnie. Jeden pokój z aneksem kuchennym, po lewej. Naprzeciwko wejścia, pod jedynym, brudnym zresztą niemiłosiernie oknem, zawalony papierami stół. W prawo spora szafa, przy ścianie łóżko, skłębiona pościel, a w niej…

Maciej z trudem powstrzymał mdłości. Znieść mógł wiele, ale widok rozchlapanego mózgu nigdy nie był najprzyjemniejszy. Odwrócił wzrok. Niech się tym technicy zajmą. Facet trzymał w dłoni pistolet, albo samobójstwo, albo ktoś chciał aby to tak wyglądało. Robota dla innych, ot co. Podszedł do stołu. Na papierach pełno równań.

- Kurwa, kolejny szalony matematyk – mruknął pod nosem.

Przerzucał kartki. Raczej nic z nich nie wywnioskuje. Nigdy nie był dobry z cyferek. Listu pożegnalnego też nie znalazł, no chyba, że nasz drogi świr zakodował go pod postacią równań. To może komoda? Leżały na niej książki, jakiś segregator i stało zdjęcie w taniej ramce z marketu. Młody długowłosy mężczyzna obejmujący niezbyt ładną blondynkę. W tle jakieś drzewa, to chyba w jakimś parku. Już miał odejść, gdy dostrzegł małą złożoną na pół kartkę przyciśniętą rogiem ramki. Sięgnął po nią, rozwinął i zamarł.

Stał tak dłuższą chwilę, aż do mieszkania wszedł pan Tadek. Od razu podszedł do młodszego kolegi i zerknął mu przez ramię.

- Bo dx było za duże…?


Poznań 14 marca 2008

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Dx... Może jestem tępa, może coś przeoczyłam, ale nie wiem co to jest.^^"

Napisane naprawdę ciekawie, bez chaosu.:) Intrygujące. Może i mnie się przyda kiedyś taka podstawówkowa znajomość... :)

Anonimowy pisze...

A piszę podstawówkowa, bo na tych samych ludzi byłam skazana przez 9 lat... :D

hevs pisze...

Przepraszam, że dopiero teraz ;)

A więc dx - to niepewność np. jakiegoś pomiaru :) Miej nadzieję, że nie będziesz musiała się z tym borykać ;)

Dzięki za komentarz. :)