Dział ogłoszeń drobnych

Na blogu raczej cisza, co poradzić, wen wie swoje... Cóż, stale można mnie znaleźć bredzącą tutaj -> http://twitter.com/Hadrianka

Swoją drogą Twitter fajna sprawa. Polecam :)

niedziela, 2 grudnia 2007

C. J. Cherryh „Kupieckie szczęście”

„Kupieckie szczęście” to czwarty tom tetralogii „Wojny Kompanii” stanowiącej podserię cyklu Unia/Sojusz, najsłynniejszego i wielokrotnie (zasłużenie) nagradzanej serii s-f amerykańskiej pisarki C. J. Cherryh. Akcja powieści to czy się w kilka lat po wydarzeniach „Stacji Podspodzie” (w pierwszych wydaniach „Ludzie z gwiazdy Pella”), jednak, podobnie, jak pozostałe tomy cyklu, stanowi odrębną całość.
Wojna się skończyła, we wszechświecie panuje względy spokój. Powoli rozpoczyna się handel pomiędzy Unią a Sojuszem. Krążą plotki o przywracaniu stacji Tylnych Gwiazd. Właściciel, kapitan i jedyna załoga niedużego statku „Lucy” – Sandor Kreja, stara się przetrwać. Wiele lat temu Krejowie byli liczną kupiecką rodziną. Może nie tak potężną, jak stare rody, ale wystarczająco silną, żeby wieść w miarę zabezpieczony żywot. Do czasu, aż napadli na nich piraci. Mazianowcy. Abordaż przeżyło tylko troje Krejów, teraz, jedenaście lat później pozostał już tylko Sandor. Wielokrotnie zmieniając nazwiska, nazwy statku, fałszując, przemycając, podkradając – jakoś trwa, ścigają go jednak duchy przeszłości, samotność spycha na skraj szaleństwa. Już kiedy w dokach Vikinga zobaczył Allison Reilly, z tych Reillych, z potężnego Dublin Again, statku kupieckiego tak potężnego jak Koniec Skończoności, rodziny tak potężnej, że jej członkowie mogli bez obaw samotnie przemierzać najniebezpieczniejsze nawet doki – już wtedy miał poważne kłopoty. A kiedy wyruszył za Allison na Pell, bez ładunku, wręczając łapówki, godząc się na przemyt, wykonując dwa skoki praktycznie bez odpoczynku, właściwie popełnił samobójstwo. Ale Sandorowi, czy jak głosiły fałszywe dokumenty, kapitanowi Stevensowi, nie zależało na życiu, zależało mu tylko na Lucy, na udowodnieniu, że nie jest wcale gorsza od ogromnego Dublina. Jednak Sandor nigdy nie przypuszczał, w jak wielkie kłopoty wpędzi i siebie i Allison.
Jeśli sądzicie, że „Kupieckie szczęście” to historia o miłości, coś w rodzaju kopciuszka, to się grubo mylicie. Uczucie pomiędzy Sandorem a Allison, to tylko chwilowe zauroczenie, które gaśnie gdzieś w obliczu ambicji i naprawdę poważnych kłopotów. Dodam jeszcze, że to chyba najsmutniejsza książka jaką czytałam. Na 54 stronie miałam ochotę zamknąć ją i odłożyć na półkę. Nie dlatego, że jest zła – jest świetna – tylko dlatego, że jest tak przejmująco smutna. Przeszłość Sandora, jego wieloletnia samotność spychająca na skraj szaleństwa, a już na pewno budząca w nim nieufność, do tego strach, jakim zupełnie bezpodstawnie napawa swoją załogę, akumulująca się paranoja – to wszystko tworzy obraz przepełniony uczuciami, silnie oddziałujący na czytelnika.
Opowieść poznajemy z dwóch perspektyw – Sandora i Allison (narrator personalny skupiony na tych dwóch postaciach). Sandor to postać bardzo złożona – przestraszony, głodny, zaszczuty, zakompleksiony, ale jednocześnie cwany i potrafiący zamaskować strach, by prowadzić twarde negocjacje. Czytelnik może domyślać się, jakim człowiekiem stałby się, gdyby nie tragiczna przeszłość. Allison, to z kolei ambitny produkt wielkiej, kochającej się, bogatej rodziny Reillych, kobieta, którą różni od Sandora praktycznie wszystko. Ona miała zawsze to, co on tak wcześnie utracił, urodziła się i mieszkała na wielkim, wspaniałym Dublinie, nigdy na nic nie brakowało jej pieniędzy, zawsze obracała się w świecie, do jakiego Sandor nawet nie próbował się dostać. Bogata, dobrze ubrana, pewna siebie.
Oczywiście nie mogło zabraknąć mazianowców – a więc jest i Norwegia ze swą kapitan Signy Mallory, jest też Australia Toma Edgera. Tym razem występują oni w rolach jednoznacznie negatywnych – jako piraci, już bez wdawania się w wywody nad ich tragiczną (z mojego punktu widzenia przynajmniej) historię. W dokładne opisy wdawała się nie będę, głównie dlatego, że to nie o nich jest ta książka i mają tu do odegrania kluczowe, aczkolwiek epizodyczne rólki.
„Kupieckie szczęście” to kawał dobrego s-f, który gorąco polecam, niech za rekomendację posłuży to, że jak wzięłam do ręki, to nie odłożyłam póki nie skończyłam (gdzieś około trzeciej w nocy). Postacie są realistyczne, dobrze zarysowane, jak to zwykle u pani Cherryh bywa. Świat wspaniały, historia ciekawa, pokazująca nam bunt załogi wynikający z nieporozumienia, w którym zawiniły obie strony. Fabuła nie jest przewidywalna i to też zaliczam na duży plus. Nie zagłębianie się w historię mazianowców, z bólem, bo z bólem (uwielbiam mazianowców), ale też zaliczę w poczet zalet. Historia Floty Maziana nie jest istotna dla przebiegu akcji i to nie na niej ma się skupić czytelnik.
No, to teraz pora na minusy (dla wydawnictwa oczywiście):
- okładka obrzydliwa i na dodatek nijak się mająca do treści, ale czemuż się dziwić, znów przyłożył do niej łapy niejaki Dariusz Jasiczak, który już niejednokrotnie udowodnił, że ma problemy ze wzrokiem (stawiam na krótkowzroczność i daltonizm) a także nie posiada za grosz gustu.
- pan Tomasz Wencek tez zasłużył na porządnego kopa w dupsko, bo jako człowiek odpowiedzialny za opracowanie graficzne serii powinien zadbać, by rzucała się w oczy, a nie była niemal doskonale niezauważalna.
- tłumaczenie… i tu właściwie nawet nie tyle mam pretensje do tłumacza – jemu może się zdarzyć jakaś pomyłka – ale do cholery istnieje chyba jakaś korekta?! Istnieje, przynajmniej w teorii, i nazywa się Bogdan Szyma. I chyba śpi na stanowisku pracy, bo jeśli tekst z taką ilością błędów fleksyjnych, logicznych i składniowych, że nie wspomnę o zdaniach, których na cholerę zrozumieć się nie da, o akapitach, gdzie „go” dotyczy wszystkich w pomieszczeniu, o miejscu, w którym (tak wynika ze zdań poprzednich) DRZWI podchodzą do konsoli – jeśli taki tekst idzie do druku, a potem trafia na półkę w księgarni, no to chyba z kimś jest tu coś nie tak. Toż, do cholery, nawet Skórska w „Ostatnim Patrolu” wypadła nienajgorzej!

No. Dałam upust emocjom. To teraz mogę wystawić ocenkę:

9/10

Brak komentarzy: